W końcu udało mi się skończyć ten post. Pisałam go naprawdę długo, wracałam do niego co jakiś czas, ale ciągle coś... a to wesele kuzynki, a to choroba, a to pogrzeb babci... nie miałam weny.
TAK BYŁO
Teraz już trochę się u mnie uspokoiło, więc mogę wam zdać relację, zresztą jak się okazuje - opłacało się poczekać na efekty. Na początek od razu rozwiewam wszelkie wątpliwości - do talii osy nie wystarczą dwa tygodnie! Ja takiego efektu nie osiągnęłam, nie wiem może innym się uda - mnie się nie udało. Może gdybym się głodziła... ale nie o to przecież chodzi, żeby się głodzić, a potem zdziwko, że jest jojo!
Muszę wam powiedzieć, że było mi bardzo trudno.
Ostatnio pogorszyły mi się wyniki (dla niewtajemniczonych - mam niedoczynność tarczycy), znów zaczynam puchnąć, znów pojawiły się niedobory witamin i problem z wchłanianiem żelaza...
Wiem, że mam stałych Czytelników, którzy są dla mnie ogromnym wsparciem. Wiem, że są tacy, którzy mnie pytają o to jak sobie radzę w chorobie, jak funkcjonuję, co jem - bardzo dziękuję za każdy przychylny komentarz, bardzo dziękuję za każdego miłego maila. Niestety są też tacy, którzy chyba żywią się nienawiścią i jadem, a przyjemność sprawia im wypisywanie obraźliwych komentarzy. Dlatego właśnie od pewnego czasu moderuje komentarze, inaczej nie okiełznałabym tego bałaganu. Ta hejterka, która ostatnio nawiedza mój blog zapewne teraz wie o co chodzi, prawda? :) MAM CIĘ GDZIEŚ! Pisz sobie co tam chcesz, jednak uważaj, bo jak będziesz zbyt nachalna, to zrobię z Tobą porządek inaczej. Z tego co wiem na stalking jest paragraf :)
Przepraszam za ten wątek jednak nie mogłam się powstrzymać. Nie rozumiem po co ktoś wchodzi na stronę której TAK NIENAWIDZI i czyta, skoro to o czym piszę to STEK BZDUR. Ja jak mnie coś wkurza, albo jak jest coś czego nie lubię, to po prostu unikam, a nie znęcam się nad czymś.
Dobra nieważne! Wracając do tematu mojego wyzwania...
Postanowiłam przed ważnym weselem - weselem kuzynki - zrzucić kilka kilo, z brzucha, z ud, z pośladków. Chciałam po prostu zmieścić się w sukienkę ;)
Chciałam poczuć się lepiej, wyglądać lepiej, bo ostatnio znowu trochę mnie przybyło. Nie chciałabym się głupio tłumaczyć i zganiać wszystkiego na Hashimoto - ale jednak moje szalejące hormony mi nie pomagają. Znów chodzę napuchnięta, znowu zatrzymuje mi się w organizmie woda, znowu pojawił się cellulit. Przyznam się, zaprzestałam body-wrappingu, zaprzestałam peeligów, dawno już nie kupowałam koncentratu wyszczuplającego. Tak swoją droga muszę do tego wrócić, bo widzę, ze moja skóra już tego potrzebuje.
Co w takim razie robiłam by zmieścić się w sukienkę weselną?
Po pierwsze - trzymam dietę (bezglutenową - bezwzględnie!)
Po drugie - włączyłam do codziennego życia ruch (jeżdżę do pracy rowerem)
Po trzecie - kupiłam krem ujędrniający i stosuje go codziennie
Po czwarte - staram się wysypiać - sen jest bardzo ważny w odchudzaniu!
Ile udało mi się zrzucić?
4 kilo w 5 tygodni - ale to nie koniec, bo moja waga wciąż spada. Przed chwila się zważyła i widzę, że kolejny kilogram mniej.
TAK JEST TERAZ
Cieszę się z tego wyniku chociaż wiem, że niestety u mnie z tą wagą jest tak, że nie potrafię jej utrzymać na właściwym poziomie. Wszystko za sprawą gromadzenia się w organizmie wody - mój endokrynolog mówi, że tak niestety w niedoczynności bywa. I potwierdzam to! Bo są dni kiedy biorę centymetr - mierze się w pasie a tam 110 cm! O MATKO! A za tydzień mierze się ponownie, a tam o kilka cm mniej, innym razem zjeżdżam do 95 cm... no masakra jakaś! Dlatego od ostatniego razu obiecałam sobie, że nie będę się stresować i mierzyć obwodu. Nagromadzona woda mocno potrafi przekłamać wyniki. Jeśli ktoś ma niedoczynność tarczycy i Hashimoto doskonale wie o czym mówię.
PODSUMOWUJĄC:
Moje rady dla wszystkich tych, którzy zamierzają się odchudzać lub się odchudzają.
NIE ODCHUDZAJCIE SIĘ!
SERIO!
Odchudzanie nic nie daje! Najlepiej zmieniać nawyki żywieniowe i krok po kroczku realizować swój cel. Odchudzanie to coś krótkotrwałego, coś z efektem jojo. Jeśli natomiast zmienicie swoje nawyki żywieniowe - będziecie chudnąc, zdrowieć :)
Ja zmieniłam bardzo swoją dietę, rezygnując z glutenu i dzięki temu mogę lepiej kontrolować swoją wagę, a przy niedoczynności tarczycy nie jest to proste. Moja waga szaleje, czasem puchnę, ale staram się to wszystko kontrolować. Aż strach pomyśleć jak bym wyglądała gdybym nadal odżywiała się tak jak wcześniej. Mam teraz większą świadomość tego co jem, mam większą świadomość tego czego potrzebuje mój organizm.
Wiem, że z tym wyzwaniem nie ma aż takiego wielkiego WOW, jak z tym moim poprzednim gdy pozbyłam się cellulitu z ud, w krótkim czasie, ale i czasy się zmieniły. Na pewno wtedy łatwiej było mi kontrolować wagę, bo nie miałam niedoczynności, ale takie przeszkody nie są dla mnie nie do przeskoczenia, a wręcz przeciwnie - jeszcze bardziej motywują mnie do walki! I wam wszystkim takiej determinacji w dążeniu do celu życzę! :)
No proszę, nie spodziewałam się takich efektów ;D
OdpowiedzUsuń