Na początku od razu się wytłumaczę, żeby była jasność. Nie odchudzam się już - to już pisałam prawda? Nie jem chleba i słodyczy - to też już nie raz pisałam, ale... zdarzają mi się czasem małe grzeszki :)
Przyznam się, wczoraj mnie poniosło! Wieczorem dostałam jakiegoś ADHD, że poczułam, że ciepła kołdra, mimo tego, że zaprasza mnie do łóżka... może poczekać. TAK! Złapałam fazę na gotowanie i pół nocy spędziłam w kuchni. Nie wiem jak wy, ale ja mam już serdecznie dość tych pompowanych wędlin, koloryzowanych serków topionych i wyrobów seropodobnych. Sama raczej stronię od jedzenia kanapek, ale to nie znaczy, że moja rodzina ma iść w moje ślady. Akurat mój mąż jest kanapkomaniakiem, a córcia niestety pod tym względem wdała się w niego. Dlatego też wieczorową porą naszło mnie na gotowanie i pieczenie i tak właśnie powstał PASZTET Z KASZĄ JAGLANĄ. Dlaczego z kaszą? Tak ostatnio Sablewska zachwalała kaszę jaglaną, że nie mogłam się powstrzymać przed dostarczeniem organizmowi trochę krzemionki ;)
Pasztet wyszedł przepyszny! Może któraś z was zechce go spróbować, więc podaję przepis:
porcja rosołowa
30 dkg wątróbki drobiowej
cebula
włoszczyzna
0,5 szklanki kaszy jaglanej
2 jajka
sól, pieprz
Wykonanie: Piersi i porcję rosołową wraz z włoszczyzną gotujemy przez około godzinę na wolnym ogniu jak zwykły rosół. Cebulkę i wątróbkę smażymy na wolnym ogniu przez kilka minut. Kaszę jaglaną gotujemy na wywarze z mięsa lub na wodzie jak kto woli. Gdy mięso ostygnie, wszystkie składniki mielimy w maszynce do mielenia lub blenderze (włącznie z kaszą i warzywami: marchewką, pietruszką i selerem). Dodajemy dwa jajka, przyprawy jakie lubimy i wykładamy do podłużnej blaszki. W piekarniku mój pasztecik siedział godzinę w temperaturze 180 stopni.
Do pasztetu obowiązkowo suróweczka tak zwana na winie, czyli ze wszystkiego, co miałam w lodówce i co mi sie akurat nawinęło, a była to:
kapusta pekińska
papryka
pomidorki koktajlowe
kukurydza
oliwki
rzodkiewka i por
wszystko wymieszane z sosem francuskim
Nie wstydzę się przyznać, że ten pyszny zestaw pozwoliłam sobie zjeść z kromeczką chlebka.
SMAKOWAŁO!
A oto mój grzeszek numer dwa. Ponieważ czasami nachodzi mnie ochota na coś słodkiego, postanowiłam, że tym razem zrobię coś czego nie będę zjadać z wyrzutami sumienia. Kulki częściowo dietetyczne, a na pewno dodające energii i dobrego humoru.
A tu macie przepis:
0,5 szklanki płatków owsianych
2/3 szklanki wiórek kokosowych
0,5 szklanki siemienia lnianego
1/3 szklanki miodu naturalnego - u mnie lipowy, bo bardzo go lubię
0,5 szklanki masła orzechowego
kilka kropli ulubionego olejku - u mnie rumowy
Wszystkie składniki mieszamy i formujemy kulki. Po półgodziny spędzonej w lodówce są gotowe do wchłaniania, dosłownie wchłaniania, bo są tak pyszne, że inaczej się tego nazwać nie da ;)
SMACZNEGO DZIEWCZYNY!
..i do zobaczenia już pewnie w poście konkursowym, bo zapowiadam, że mogę zniknąć na kilka dni ;)
Kasza jaglana jest super :) Uwielbiam i mogę jeść w każdych ilościach :)
OdpowiedzUsuńSUUUUPER! Jak masz jakieś fajne przepisy to podziel się...:)
UsuńTa godzina czekania pewnie była najgorsza ;P ja bym nie wytrzymała :D
OdpowiedzUsuńTo najlepsze ćwiczenie na tak zwaną silną wolę ;)
UsuńŁadny pasztet... jakkolwiek to nie brzmi ;p wypróbuję przepis przed świętami :) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńpysznie <3!!!
OdpowiedzUsuńOstatnio zbieram się, żeby pierwszy raz upiec ciasteczka owsiane, ale chyba najpierw wypróbuje Twój przepis na kuleczki :). Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńCześć weź napisz do mnie ba buddysta2010@gmail.com albo na fejsie.
OdpowiedzUsuńMam sprawę związaną z promowaniem zdrowego naturalnego zycia. Pozdrawiam, Karol
Uwielbiam kaszę jaglaną. Każdy z Nas ma swoje małe/mniejsze/duże i większe grzeszki :)
OdpowiedzUsuń