Kolagen naturalny Colway
Postaw mi kawę na buycoffee.to

08:40

Moje małe grzeszki

Moje małe grzeszki
Na początku od razu się wytłumaczę, żeby była jasność. Nie odchudzam się już - to już pisałam prawda? Nie jem chleba i słodyczy - to też już nie raz pisałam, ale... zdarzają mi się czasem małe grzeszki :)
Przyznam się, wczoraj mnie poniosło! Wieczorem dostałam jakiegoś ADHD, że poczułam, że ciepła kołdra, mimo tego, że zaprasza mnie do łóżka... może poczekać. TAK! Złapałam fazę na gotowanie i pół nocy spędziłam w kuchni. Nie wiem jak wy, ale ja mam już serdecznie dość tych pompowanych wędlin, koloryzowanych serków topionych i wyrobów seropodobnych. Sama raczej stronię od jedzenia kanapek, ale to nie znaczy, że moja rodzina ma iść w moje ślady. Akurat mój mąż jest kanapkomaniakiem, a córcia niestety pod tym względem wdała się w niego. Dlatego też wieczorową porą naszło mnie na gotowanie i pieczenie i tak właśnie powstał PASZTET Z KASZĄ JAGLANĄ. Dlaczego z kaszą? Tak ostatnio Sablewska zachwalała kaszę jaglaną, że nie mogłam się powstrzymać przed dostarczeniem organizmowi trochę krzemionki ;)

Pasztet wyszedł przepyszny! Może któraś z was zechce go spróbować, więc podaję przepis:
0,5 kg piersi z kurczaka
porcja rosołowa
30 dkg wątróbki drobiowej
cebula
włoszczyzna
0,5 szklanki kaszy jaglanej
2 jajka
sól, pieprz

Wykonanie: Piersi i porcję rosołową wraz z włoszczyzną gotujemy przez około godzinę na wolnym ogniu jak zwykły rosół. Cebulkę i wątróbkę smażymy na wolnym ogniu przez kilka minut. Kaszę jaglaną gotujemy na wywarze z mięsa lub na wodzie jak kto woli. Gdy mięso ostygnie, wszystkie składniki mielimy w maszynce do mielenia lub blenderze (włącznie z kaszą i warzywami: marchewką, pietruszką i selerem). Dodajemy dwa jajka, przyprawy jakie lubimy i wykładamy do podłużnej blaszki. W piekarniku mój pasztecik siedział godzinę w temperaturze 180 stopni.


Do pasztetu obowiązkowo suróweczka tak zwana na winie, czyli ze wszystkiego, co miałam w lodówce i co mi sie akurat nawinęło, a była to:
kapusta pekińska
papryka
pomidorki koktajlowe
kukurydza
oliwki
rzodkiewka i por
wszystko wymieszane z sosem francuskim

Nie wstydzę się przyznać, że ten pyszny zestaw pozwoliłam sobie zjeść z kromeczką chlebka.

SMAKOWAŁO!

A oto mój grzeszek numer dwa. Ponieważ czasami nachodzi mnie ochota na coś słodkiego, postanowiłam, że tym razem zrobię coś czego nie będę zjadać z wyrzutami sumienia. Kulki częściowo dietetyczne, a na pewno dodające energii i dobrego humoru.

A tu macie przepis:
0,5 szklanki płatków owsianych
2/3 szklanki wiórek kokosowych
0,5 szklanki siemienia lnianego
1/3 szklanki miodu naturalnego - u mnie lipowy, bo bardzo go lubię
0,5 szklanki masła orzechowego
kilka kropli ulubionego olejku - u mnie rumowy



Wszystkie składniki mieszamy i formujemy kulki. Po półgodziny spędzonej w lodówce są gotowe do wchłaniania, dosłownie wchłaniania, bo są tak pyszne, że inaczej się tego nazwać nie da ;)

SMACZNEGO DZIEWCZYNY!

..i do zobaczenia już pewnie w poście konkursowym, bo zapowiadam, że mogę zniknąć na kilka dni ;)

09:00

Chudnij szybko bez diety-czyżby rewolucja w odchudzaniu!?

Chudnij szybko bez diety-czyżby rewolucja w odchudzaniu!?
Ja dzisiaj tylko na chwilę, bo akurat nie mam dziś zbytnio czasu, ale ponieważ wczoraj doznałam szoku po przeczytaniu pewnego artykułu, muszę się z wami moim szokiem podzielić ;)
W jednym z moich postów pisałam już o różnych dziwnych metodach na odchudzanie, wszystkie także doskonale znamy odsysanie tłuszczu i inne liposukcje... działa, nie działa- nie wiem, nie próbowałam, ale słyszałam, że średnio. Natomiast wczoraj natknęłam się na artykuł o nowej rewolucyjnej metodzie na odchudzanie. Oczywiście bez diety, bez wyrzeczeń, bez żmudnych ćwiczeń...

ZELTIQ

Pod tą nazwą ponoć kryje się to wszelakie dobro, które ma uszczęśliwiać kobiety na całym świecie. Co to takiego jest ten Zeltiq? 

"Zeltiq jest urządzeniem przeznaczonym do całkowicie nieinwazyjnego usuwania tłuszczu... Urządzenie wykorzystuje zjawisko kriolipolizy, czyli uszkadzania komórek tłuszczowych przez niską temperaturę otoczenia. Po to, by niska temperatura działała uszkadzająco tylko na tkankę tłuszczową, Zeltiq wyposażony jest w specjalne sensory zapobiegające odmrożeniu skóry. Jest idealnym zabiegiem dla osób, które chcą pozbyć się nadmiaru tłuszczu w okolicach brzucha, boków tułowia („love-handles”), boków pleców...Technicznie zabieg polega na przyłożeniu aplikatora chłodzącego, który po zassaniu fałdu tłuszczowego, chłodzi tkankę tłuszczową przez 1 godzinę..." (Źródło:www.klinikaambroziak.pl).

Nie zapomnijmy dodać, że zabieg jest wyjątkowo bezpieczny, bezbolesny no wręcz relaksujący i przyjemny. 

EFEKTY? 

Proszę bardzo :)

 
Moim skromnym zdaniem szału nie ma, biorąc po uwagę, że jedna aplikacja kosztuje blisko 2000 zł, a znając życie to na jednym tak zwanym zabiegu się nie kończy. Ja w każdym bądź razie chyba jednak nie poddałabym swojego brzucha zamrażaniu. Wolę te swoje 30 brzuszków dziennie i powooooli, ale do celu.. :)

A wy co myślicie?

09:51

Diety gwiazd

Diety gwiazd
Każda z nas na pewno ma swojego idola. Chociaż może czasami wstydzimy się do tego przyznać, to tak jest. Są gwiazdy, które lubimy, są takie których nie znosimy, są też takie, które darzymy obojętnością. Oto moja lista ulubieńców z ekranu:

PANOWIE

Bezsprzecznie numer jeden na mojej liście to młody i moim zdaniem bardzo utalentowany aktor

IAN SOMMERHALDER


Uwielbiam go za grę aktorską, za to, że doskonale odnajduje się w każdej roli (poczynając od Marco Polo, a na wampirze kończąc), za ten niesamowity błysk w oku, za ochronę środowiska i praw zwierząt (aktor ma fundację, która się tym zajmuje) oraz za ten niesamowity taniec...


Ian preferuje zdrowy tryb życia, często odwiedza siłownię i uwielbia herbatę zieloną. Jest wegetarianinem, unika także fast foodów i ćwiczy jogę.

Numer dwa to ...

MEL GIBSON


Dlaczego? Bo to Mel, po prostu Mel. Uwielbiam oglądać go na dużym i małym ekranie i chociaż ostatnio mu się troszkę chyba w dupce poprzewracało od tej sławy i alko, to i tak dla mnie zawssze będzie numer dwa na mojej liście :)

Według doniesień plotkarskich magazynów Mel swoją piękną sylwetkę zawdzięcza częstym treningom i życiu na diecie paleo.

Numerem trzy jest u mnie "Mecek". 

WOJTEK MECWALDOWSKI



Wspominałam już w innym poście o moim uwielbieniu dla tego kolesia, więc nie będę się powtarzać, po prostu nikt nie jest w stanie bardziej mnie rozśmieszyć niż on i za to najbardziej go lubię :)

Wojtek jakiś czas temu troszkę przytył, ale szybko wziął się za siebie. Teraz dużo pływa (3-4 razy w tygodniu), zmienił sposób żywienia, wyeliminował z diety słodycze i fast foody, za to często stołuje się w barach sałatkowych.


Jeśli chodzi zaś o PANIE, oto mój wybór:

Numer jeden:  

SANDRA NASIC


Sympatyczna wariatka, która śpiewała nam bardzo pięknie swego czasu "Lords of the boards"


Sandra jest taką chudziną, że pewnie nie potrzebuje żadnej diety, a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.

Miejsce drugie to...

KATE BLANCHETT


Przyjemnie się tą panią na ekranie ogląda, a poza tym kilka osób zauważyło, że że jestem trochę do niej podobna ;)

Przez jakiś czas stosowała dietę oczyszczającą, ale tylko po to by się pozbyć kilku zbędnych kilogramów i oczyścić organizm. Teraz preferuje po prostu zdrowy styl życia i zdrową żywność i trzeba przyznać, że wychodzi jej to znakomicie, bo mimo wieku wygląda kwitnąco! ;)

I numer trzy:

ALDONA JANKOWSKA


Imponuje mi ta kobitka, bo może być kim chce i zawsze jej to świetnie wychodzi. Tych, którzy nie wiedzą o czym mówię odsyłam do SZYMONA MAJEWSKIEGO i ROZMÓW W TŁOKU. A tych, którym brakuje humoru zapraszam na ta stronę:


Jest się z czego pośmiać! Haha!

Aldona w jednym z wywiadów wyznała, że : "Żyję zdrowo, nie mam żadnych specjalnych diet, ani przechyłów zdrowotnych, nie przyszło mi do głowy, żeby się obstrzykiwać silikonem, ale muszę o siebie dbać". (Źródło: witamedium.pl).

No dobra, to już znacie moich idoli, a teraz przejdźmy do rzeczy. Temat mojego dzisiejszego posta to dieta gwiazd. Czy wiecie jakie diety stosują gwiazdy, by dobrze prezentować się na ekranie? Niektóre skrzętnie ukrywają, to że się odchudzają inne otwarcie o tym mówią. Na przykład Maja Sablewska, w swojej wypowiedzi dla After Party, zdradziła, że uwielbia kaszę jaglaną:

"Moje śniadanie to kasza jaglana. Może być w wersji na słono lub słodko (choć cukru i soli nie używam). Banalnie prosta do przyrządzenia... Do małego garnuszka wsypuję pół szklanki kaszy, prażę ją chwilkę, zalewam wrzątkiem i gotuję około 20 minut. Finalnie kasza musi być sypka, ale nie za twarda. Dodaję pietruszkę, awokado, czarne oliwki, i posypuję natką. W wersji na słodko dodaję orzechy włoskie , owoce acai, siemię lniane i łyżeczkę miodu. Kasza jaglana, oprócz dużej zawartości błonnika, zawiera rzadko występującą w produktach spożywczych krzemionkę, mającą leczniczy wpływ na stawy, a także korzystnie wpływającą na wygląd skóry, paznokci i włosów..." (Źródło: afterparty.pl).

Gwyneth Paltrow, choć uwielbia (podobnie zresztą jak ja) chipsy, to przez ostatnie 6 lat wpieprza zielone warzywa, które hoduje na własnym tarasie i sześć razy w tygodniu chodzi na zajęcia Tracy Anderson, czyli 90-minutowe "dance cardio".

Olivia Wilde (znana z serialu Dr.House) preferuje wegetariański tryb życia i zdrowe przekąski takie jak tradycyjna japońska zupa miso, czy mango.

Christina Aguilera, która ostatnio wyglądała jak pączek w maśle, w krótkim czasie schudła 20 kilogramów. Chociaż na portalach plotkarskich aż roi się od artykułów na ten temat, gwiazdka zapewnia, że zdrowa dieta i ruch zapewniły jej powrót do dawnej sylwetki. Ojjj, Krystyna! Przestań ściemniać! Powiedz po prostu, że nad twoim image'em pracował sztab ludzi! Chyba nie łykacie tego, że samymi ćwiczeniami i dietą osiąga się talię osy bez rozstępów, cellulitu i innych gówien...

I na koniec prawdziwy rodzynek. Nigdy nie zrozumiem chyba o co chodzi z tymi Kardashianami, skąd się to wzięło, dlaczego tyle ich pełno i jak można się fascynować tymi wypacykowanymi lalami. Ale by the way.. Kardashiany górą, więc żeby nie wyjść na ignorantkę wspomnę o nich także ja. Niejaka Kourtney Kardashian przytyła po ciąży 20 kilo i aby to ciałko zgubić postanowiła radykalnie zmienić swoja dietę. Co teraz promuje owa celebrytka? Przeciery warzywne, koktajle owocowe, owoce morza i ryby. Zdrowo, zdrowo, nic odkrywczego ale niech pani będzie. 

To tyle moich przemyśleń na dziś. A jakie są wasze idolki? Czy odchudzałybyście się razem z ulubioną gwiazdą? 

09:43

Jak przyspieszyć metabolizm?

Jak przyspieszyć metabolizm?
Cześć dziewczyny! Nooo, widzę, że do rozwiązania mojego konkursu coraz bliżej... napięcie rośnie... sama jestem ciekawa jak to się wszystko rozwinie i kto wygra balsam różany. Ja w każdym bądź razie trzymam za Was wszystkie kciuki! ;)
No dobra.. Poczekamy zobaczymy, tymczasem przejdźmy do tematu... 
Dziś opowiem wam coś o metabolizmie. Co to jest ten metabolizm? Według Wikipedii: "Metabolizm to całokształt reakcji chemicznych i związanych z nimi przemian energii zachodzących w żywych komórkach, stanowiący podstawę wszelkich zjawisk biologicznych". Czyli inaczej mówiąc, metabolizm to przekształcanie składników odżywczych na energię. Nie jest żadnym odkryciem, że każda z nas ma inny metabolizm. Zależy on od wieku, stylu życia, odżywiania. Kiedyś gdzieś czytałam, że ćwicząc na siłowni, budujemy masę mięśniową, a każdy kilogram mięśni podnosi przemianę materii do 15 kalorii dziennie. Pfff, żadne mi to odkrycie - powiecie. To każdy głupi wie. Oczywiście, że tak. Ale czy wiecie jakie ćwiczenia przyspieszą wasz metabolizm? Inaczej mówiąc, cytując Ferdka: „Co zrobić, żeby osiągnąć swój cel, a się nie narobić?”. No właśnie podobno ćwicząc mięśnie dna miednicy jesteśmy w stanie znacznie przyspieszyć swój metabolizm. Że już nie wspomnę, że takie ćwiczenia znacznie poprawiają doznania seksualne u kobiet (u mężczyzn pewnie też ;)  ). Nie będę was tu zanudzać jak się ćwiczy mięśnie kegla, tych które nie wiedzą o co biega, odsyłam do wujka gOOgle, powiem tylko, że ćwiczenia te poprawiają kondycję mięśni kręgosłupa, ud, bioder, a także brzucha :) Dodam jeszcze, że pilates i joga mają podobne działanie, przyspieszają przemianę materii i naprawdę pomagają schudnąć. Jak widać wcale nie trzeba się spocić jak świnia na siłowni, by przyspieszyć przemianę materii i chudnąć szybciej :) A mówię tak, bo ja osobiście nie lubię wysiłku fizycznego, jestem z grona tych leniwych.. ;)

No dobra, a teraz moje rady jak jeszcze, oprócz ćwiczeń, poprawić swój metabolizm:

1. Zrezygnuj z węglowodanów – jedz więcej białka. Węglowodany budują tkankę tłuszczową, a białka są długo trawione, a do tego potrzebują dużo energii, którą czerpią z zapasów tłuszczowych.

2. Pij duże ilości wody, im mniej pijesz, tym bardziej spowalniasz metabolizm.

3. Czytałam gdzieś, że jajka mają odchudzającą moc. Owszem zawierają duże ilości cholesterolu, ale jednocześnie napędzają metabolizm i ułatwiają spalanie tłuszczu.

4. Przynajmniej raz w tygodniu jedz rybę. Nie tylko jest zdrowa, ale także zawiera kwasy omega-3, które pomagają w likwidacji tkanki tłuszczowej.

5. Jedz powoli i regularnie. Szybkie jedzenie, nie tylko wpływa źle na układ pokarmowy, ale także na samopoczucie. Nasz żołądek będzie lepiej trawił mniejsze kęski, niż duże kawałki jedzenia. Poza tym lepiej jeść małe porcje co trzy godziny, niż dwa duże posiłki dziennie i podjadać w międzyczasie.

6. Pij herbatki ziołowe wspomagające trawienie, herbatę zieloną, która hamuje apetyt i czerwoną, która przyspiesza metabolizm.

7. Jedz świadomie! To jest bardzo ważne. Podjadanie przed komputerem, telewizorem albo podczas jazdy samochodem, to najgorsze co możesz zrobić, nie dość, że nie kontrolujesz tego co jesz, to jeszcze nie wiesz ile tego zjadłaś.

Oto moje przemyślenia i rady na dziś. A jak wy, przyspieszacie swój metabolizm? Robicie to świadomie, czy może macie już we krwi szybką przemianę materii? Ciekawa jestem co byście jeszcze dodały do mojej listy siedmiu argumentów na przyspieszenie spalania tłuszczu :)




23:10

Przypomnienie o konkursie i niechciej

Przypomnienie o konkursie i niechciej
Nic mi się dzisiaj nie chce. Cały dzień miałam takiego lenia, że nawet zauważyła to moja spostrzegawcza córa. Siedząc na nocniku na wieczornym "siusiu" zapytała: "Mamo, co to za hałas?". Za oknem szalał wiatr i słychać było obcasy jakiejś przechodzącej paniusi. "No cóż, to odgłosy nocy" - odpowiedziałam jej, no co?! Co niby miałam jej powiedzieć, że ktoś łazi pod parapetem? To już wtedy usypianie miałabym z głowy, tak jak i całą noc. "Hmmm...", zamyśliła się na chwilę mała smarkula, po czym patrząc na zmęczoną matkę opierającą od niechcenia podbródek o ręce podparte na kolanach, spytała: "Odgłosy nocy, czy odgłosy rezygnacji?!". Boszzzczzszzz... nic się nie da w tym domu ukryć, nawet przed dzieckiem i to raptem trzyletnim! Wyczuła nawet moją rezygnację w głosie, że już o mowie ciała nie wspomnę. 
A napisałam, to wszystko tak poetycko, żeby wynagrodzić stracony czas wszystkim tym, którzy weszli dziś na mój blog, by przeczytać ciekawego posta. Dziś będzie nuuuudno... nic ciekawego nie napisze, bo mi się zwyczajnie NIE CHCE! I pewnie wcale bym dziś się nie odzywała, gdyby nie to, że dostałam dwa maile w sprawie konkursu. 
Dziewczyny! Tak jak już pisałam, do wygrania w moim banalnym wręcz konkursie jest niemiecki balsam różany. Pytanie konkursowe pojawi się NIESPODZIEWANIE, któregoś pięknego dnia (lub nocy, jeśli będę miała taką fantazję), gdy liczba wyświetleń na moim blogu będzie się zbliżała do 10 000. W ten sposób zechcę uczcić tą okrągłą sumę. Pytanie będzie pewnie proste, jeszcze sama nie wiem o co zapytam, ale nie martwcie się, nie chodzi tutaj przecież o sprawdzian inteligencji, a o nagrodzenie jednej z was za to, że do mnie zaglądacie i czytacie te moje wypociny ;) Ogłoszenie konkursu nastąpi dnia następnego, chociaż same zobaczycie kto wygra, po prostu pierwsza osoba, która zamieści komentarz pod postem :) Przesyłkę wysyłam na koszt własny.
Mam nadzieję, że teraz już wszystko jest jasne. 
Teraz powoli się oddalam zatapiając w muzyce, odpowiedniej do mojego nastroju...

15:05

Inspiracja na dziś - ciasto jabłkowo-kakaowe

Inspiracja na dziś - ciasto jabłkowo-kakaowe
Dziś coś z zupełnie innej beczki. Jedna z was napisała ostatnio w komentarzu, że miło się czyta bloga, na którym nie jest monotonnie i raz na jakiś czas pojawiają się wpisy nie związane z tematem. Aby was nie zanudzać dziś będzie na słodko, kakaowo i pysznie. A więc wszystkie te z was, które postanowiły na chwilę zarzucić dietę, albo te, które się nie odchudzają zapraszam do wypróbowania mojej dzisiejszej inspiracji..

Niezwykłe ciasto jabłkowo-kakaowe
Do zrobienia tego ciasta zainspirowały mnie dwie osoby. Nikol, z której przepisów bardzo często korzystam oraz mój mąż, który zawsze kupi nie to co trzeba ;)
Kilka dni temu miałam straszną ochotę na słodką gruszkę.
Co kupił mój mąż?

gruszka

Nie skomentuje tego.
Następnego dnia postanowiłam dać mu szansę i poprosiłam o kupno pomarańcza. Niestety mąż miał pecha, bo trafił na sprzedawcę mniej więcej tak rozgarniętego jak i on sam. W naszym osiedlowym warzywniaku właścicielką jest kobitka, która czasami prosi swojego męża o zastępstwo, niestety pan ten nie odróżnia koperku od pietruszki, śliwki od mirabelki i pomarańcza od.... grejfruta. No własnie i to ostatnie właśnie wczoraj kupił mój mąż... ZAŁAMKA!
Dziś poprosiłam go o kupienie kilku jabłek. Ostatnio chyba brakuje mi witamin, bo strasznie "wchodzą" mi owoce, jak nigdy! Niestety do trzech razy sztuka i tym razem także mój mąż się nie popisał. Zamiast słodziutkich, czerwonych jabłuszek kupił twarde, kwaśne, szare owoce, których nie dało się zjeść na surowo. Postanowiłam więc, że muszę coś z nimi zrobić, przecież ich nie wyrzucę. Wtedy własnie przypomniałam sobie, że na blogu u Nikol (nikolodkuchni.blogspot.com) widziałam kiedyś fajny przepis na ciasto kakaowe. Chociaż w przepisie były śliwki, pomyślałam, że nic się nie stanie jeśli zastąpię je jabłkami. Dokładny przepis znajdziecie na stronie NIKOL. Ja tylko powiem, że zamiast śliwek dodałam 2 duże jabłka. Ciasto wyszło przepyyszzzzne! Z wierzchu twarde i chrupiące, a w środku miękkie i rozpływające się w ustach.



Ja wiem, że moje zdjęcia nie są rewelacyjne, ale ciasto tak! Spróbujcie! Naprawdę pyszota! A do tego robi się je bardzo szybko.
A więc jaki z tego wszystkiego morał? Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło i nawet jeśli mąż nie kupi tego co byś chciała, wystarczy chwilę pomyśleć i wykorzystać składniki do czegoś innego! :)

UWAGA!
Zapomniałam dopisać, że to ciacho nie jest zbyt słodkie, ale ja akurat takie lubię. Jeśli zatem lubicie jak czuć słodycz pod językiem, to dodajcie kilka łyżek więcej cukru. Pozdrawiam słodko ;)

17:46

Część trzecia - Dieta Montignaca

Część trzecia - Dieta Montignaca
Dostałam dzisiaj od koleżanki maila z takim obrazkiem:


Włosów obcinać nie zamierzam, ale zmienić swoje życie hm... być może to jest wyzwanie dla mnie? A jak tam u was? Może któraś z was też ma ochotę na wywrócenie swojego życia do góry nogami? Jeśli tak, to dieta Montignaca jest właśnie dla was. Dziś część trzecia przeglądu najfajniejszych moim zdaniem diet.
Dieta Montignaca to nie jest dieta odchudzająca, którą można zastosować przez miesiąc czy dwa, to zmiana sposobu odżywiania na stałe. Składa się z dwóch etapów. Etap pierwszy, który może trwać kilka tygodni lub kilka miesięcy, to etap, w którym się chudnie i uczy jak dobierać produkty do zdrowych posiłków. W ciągu dnia spożywamy 3 duże posiłki o określonych porach. Na śniadanie wsuwamy węglowodany, na obiad białko i tłuszcz, natomiast kolacja powinna być lekka. Etap drugi jest przedłużeniem etapu pierwszego. Nie da się ukryć, że będąc na diecie Montignaca będziemy musiały się zaprzyjaźnić z tabelą indeksów glikemicznych.


A oto kilka najważniejszych zasad diety Montignaca:

1. Spożywamy minimum 3 posiłki dziennie o określonych porach i tych sztywnych ram musimy się trzymać.
2. Nie ma ograniczeń co do ilości spożywanego jedzenia. Z listy dozwolonych produktów możemy zjeść tyle ile tylko chcemy, ale nie można się objadać. Generalnie jemy tyle ile chcemy, ale tak by się nie obżerać i jednocześnie tak by nie podjadać między posiłkami.
3. Dozwolone jest spożywanie węglowodanów z IG nie większym niż 50
4. Do każdego posiłku zjadamy tyle warzyw ile waży cały posiłek
5. Jemy dużo warzyw zawierających błonnik
6. Można pić kawę i herbatę, ale picie alkoholu jest zabronione
7. Całkowicie eliminujemy z diety sacharozę, a zastępujemy ją fruktozą
8. Należy wypijać przynajmniej 2 l płynów dziennie
9. Pół godziny przed, pół godziny po oraz w trakcie nie można pić wody, aby nie rozrzedzać soków żołądkowych
10. Ważne jest, by jeść codziennie na czczo owoce, około 30 minut przed posiłkiem

Więcej informacji na temat diety Montignaca szukajcie w necie, a jeśli szukacie wiarygodnych danych i przepisów na pyszne potrawy, to polecam wam te książki:






Na koniec powiem wam dlaczego ja się nie zdecydowałam na tą dietę. Chociaż autor zapewnia chudnięcie 1-2 kg tygodniowo, to ja jestem chyba zbyt leniwa i zbyt mało zdyscyplinowana, by aż tak dokładnie przyglądać się temu co kładę na talerz. Nie lubię liczenia kalorii, bo mnie to stresuje. Niewątpliwym plusem stosowania diety montignaca jest brak efektu yoyo, przynajmniej tak zapewnia nas pomysłodawca tej diety. Czy to prawda? Jak myślicie? A może któraś z was jest na tej diecie i zechce się podzielić spostrzeżeniami?

18:55

Część druga - Dieta Dr. Dąbrowskiej

Część druga - Dieta Dr. Dąbrowskiej
Dzisiaj zapowiadana cześć druga moich rozważań na temat wyboru najlepszej diety. W ostatnim poście pisałam, że zanim zdecydowałam się na dietę czekoladową, przyjrzałam się bliżej kilku innym dietom. Dziś będzie o diecie doktor Dąbrowskiej, bo jest to jedna z tych właśnie diet. 
Na początek kilka słów, skąd mi przyszła do głowy ta właśnie dieta. Nie wiem jak wy, ale ja jestem bacznym obserwatorem świata zewnętrznego, czepię z niego inspiracje, obserwuje ludzi i to co się dzieje wokół mnie, by móc wieczorową porą toczyć bój z myślami. Do takich też przemyśleń skłoniła mnie jedna z dziewczyn z mojej pracy. Zobaczyłam ją kiedyś po dłuższej przerwie niewidzenia i oniemiałam. Z niskiej pucołowatej dziewczyny, w ciągu miesiąca zrobiła się filigranowa laseczka z talią osy i nóżkami jak patyczki. Przyznam, że przez kilka dni bałam się jej zapytać jak to zrobiła, że w tak krótkim czasie się wylaszczyła, ale w końcu nie wytrzymałam. Odpowiedź była krótka: Jestem na diecie Dr.Dąbrowskiej. Głupio mi było zapytać co to za dieta, więc zrobiłam mądrą minę i przytaknęłam, po czym pobiegłam czym prędzej do komputera, by poczytać co to za dieta. Na początku trafiłam na tą stronę: ewadabrowska.pl To strona domowa pani doktor, która jest autorką kilku książek o oczyszczającej diecie owocowo-warzywnej. Po przeczytaniu na czym polega jej dieta, na początku byłam zdezorientowana. Lubię diety, w których nie trzeba liczyć kalorii i które pozwalają na jedzenie posiłków o dowolnej porze dnia. Nienawidzę zakuwać się w kajdany i pilnować czasu! A z dietą Dąbrowskiej można sobie pozwolić na jedzenie nawet w środku nocy (!)... ale... byłoby zbyt piękne, gdyby nie było żadnego ale :) Dieta owocowo-warzywna zakłada jedzenie tylko owoców i warzyw i to nie wszystkich! Można ją stosować przez kilka dni, albo tygodni (jak zrobiła to własnie wspomniana wyżej koleżanka). Na tej diecie chudnie się naprawdę naprawdę bardzo pięknie. Nic dziwnego, skoro podczas diety odżywiamy się wyłącznie niskokalorycznymi produktami. Jednak ta dieta nie jest dla każdego. Dieta Dąbrowskiej to prawdziwa głodówka i aby ją przetrwać musimy stosować się do ściśle określonych zasad. A więc dieta doktor Dąbrowskiej to dieta, dla osób z bardzo silnym charakterem, które potrafią narzucić sobie ostre zasady i potrafią tych zasad przestrzegać. Jak pisze autorka na swojej stronie, jej dieta ma oczyścić organizm z wszelkich toksyn oraz leczyć choroby cywilizacyjne. Wszystkich zainteresowanych odsyłam do strony, którą podałam powyżej. Nie będę tutaj odwalać za Panią Ewę roboty i rozpisywać się o jej diecie, powiem tylko dlaczego ja nie podjęłam wyzwania, by spróbować odżywiania według jej zaleceń.

Po pierwsze: Nienawidzę głodówek
Po drugie: Dieta Dąbrowskiej moim zdaniem jest bardzo restrykcyjna i zapowiada jedzenie przez długi czas wyłącznie warzyw, a ja jestem typowym mięsożercą
Po trzecie: Obawiam się, że z moim wysokim progiem odczuwania bólu nie dałabym sobie rady z bólami, które podczas tej diety się pojawiają

Znalazłam na Youtube fajny, trzy częściowy filmik, relacja dziewczyny, która przeżyła 3 dni z dietą Dąbrowskiej. Obejrzyjcie sobie, bo myślę, że warto:

Dzień pierwszy


Dzień drugi


Dzień trzeci

Mam nadzieję, że po obejrzeniu tych filmików, nie zniechęciłam was do tej diety. Chciałam wam po prostu pokazać, że warto wiedzieć możliwie dużo o diecie do której zamierzacie przystąpić. Ja po usłyszeniu tej relacji stwierdziłam, że nie dam rady. Ta dieta nie jest dla mnie i już.

Nie mniej jednak polecam ją osobom o silnym charakterze, które chcą się oczyścić z toksyn i złogów, a przy okazji zrzucić parę kilo. Pamiętajcie tylko o jednym, że jeśli po tych nawet kilku dniach na diecie owocowo-warzywnej, nagle wrócicie do dawnego odżywiania, możecie zrobić krzywdę swojemu żołądkowi. Dlatego zanim podejmiecie decyzję o odchudzaniu warto przeczytać książkę Ewy Dąbrowskiej, by dowiedzieć się jak zacząć i jak skończyć dietę bez efektu yoyo i bez szkody dla organizmu.

19:07

Jak wybrać najlepszą dietę dla siebie - Część Pierwsza

Jak wybrać najlepszą dietę dla siebie - Część Pierwsza
Hej dziewczyny! Jak wam mija weekend? U mnie bardzo pracowicie, dopiero wróciłam z uczelni, ale ponieważ były straszne nudy na zajęciach, w głowie piętrzyło mi się tysiąc pomysłów. Co zrobić na obiad? Jak się szybko uwinąć ze sprzątaniem? Jak się ubrać na wieczór... bo mam wychodne :) Umówiłam się z koleżanką na browarka i szczerze mówiąc już się nie mogę doczekać, bo dawno nigdzie nie byłam. NO! Oprócz takich prozaicznych zagadnień moje myśli w pewnym momencie znowu uciekły w stronę odchudzania. Zaczęłam się zastanawiać jak to się u mnie zaczęło. Na początku byłam szczupła... hehe, chyba każda z nas tak zaczyna, choć nie można uogólniać. Moje problemy z nadwagą zaczęły się właściwie po ciąży. W ciąży przytyłam około 30 kilo z czego 10 spadło jak za pstryknięciem palcami w chwilę po porodzie. Jednak te 20 kg zostało.. nie na długo, bo stopniowo wraz z upływem czasu chudłam. W końcu doszłam do pewnej wagi i tak już zostało. Ta waga (może nie będę tu podawać konkretów, bo popsuje sobie mój dzisiejszy humor) nie jest zadowalająca, bo wciąż zostało 10 nadprogramowych kilogramów, które bardzo chciałam zrzucić no i się zaczęło. Jedna dieta, druga dieta, Yo-Yo, znowu dieta Yo-Yo i tak w kółko. Skoro żadna z diet nie odchudziła mnie na dłużej, to zaczęłam się zastanawiać w czym tkwi problem. Najpierw stwierdziłam, że to dlatego, że nie ćwiczę. No cóż, mam chore kolana i kręgosłup wiec ciężko dobrać ćwiczenia, które odciążałyby jedno i drugie, a jednocześnie wymęczyły mnie na tyle by chudnąc z dietą. Przyznam się, że robię czasami brzuszki, ale to wszystko na co mogę sobie pozwolić, próbowałam już siłowni, ćwiczeń na sali aerobowej, ale potem bardzo długo to odchorowywałam, więc zaprzestałam ćwiczeń wysiłkowych. Skoro ćwiczenia nie są mi "pisane", w takim razie muszę popracować nad zmianą żywienia - pomyślałam i ograniczyłam ilość posiłków oraz wyeliminowałam z codziennej diety niektóre produkty. Nie jem pieczywa, słodyczy, przekąsek typu chipsy, staram się nie jeść makaronu, a jeśli już to tylko ten ciemny oraz nie pije piwa ( no tylko od okazji do okazji, dlatego pewnie moje dzisiejsze wyjście tak bardzo mnie cieszy). I wiecie co, to dało radę! Na początku nie było widać żadnych efektów przez dłuższy czas, ale czułam się lżejsza, nie miałam problemów z jak to się mówi kopką i generalnie byłam szczęśliwa. Jednak nie ma się co oszukiwać, eliminacja z jadłospisu tych kilku produktów nie zrobi nagle z wieloryba szprotki, więc po pewnym czasie znowu wróciłam do opcji DIETA. Tym razem jednak nie brałam się za pierwszą lepszą dietę jaka była "zalecana" przez popularne portale dla grubasów, tylko dobrze się zastanowiłam i poczytałam o rożnych dietach z których wybrałam najlepszą według mnie DLA SIEBIE. Te dziewczyny, które czytają mojego bloga od początku dobrze wiedzą, że była to dieta czekoladowa. Poczytałam o tej diecie troszkę na internecie, ale ponieważ to co przeczytałam nie usatysfakcjonowało mnie, postanowiłam kupić książkę. Dwadzieścia parę zeta to nie majątek, wiec zainwestowałam i nie żałuje, bo dzięki tej diecie schudłam 5 kilogramów w ciągu miesiąca i jak na razie nie widać, żeby był efekt yo-yo. Ja wiem, ze 5 kilo to żadna rewelacja, ale biorąc pod uwagę to, że była to pierwsza dieta na której nie czułam się niewolnikiem własnego ciała, to mój osobisty sukces! Dlaczego wybrałam ta dietę? Przytoczę tutaj może kilka zdań z książki, które przekonały mnie do tego, że dieta czekoladowa jest własnie dla mnie:

"Dieta prowadzi do samotności. Podczas gdy wszyscy dookoła jedzą tłuste i słodkie jak popadnie, my żujemy marchewkę. Człowiek popada przy tym w najdziwniejsze przyzwyczajenia. Jedni zaczynają psioczyć na wszystko i wszystkich, dlatego że nie mogą patrzeć, jak inni zajadają się ze smakiem...bardziej rozwiniętą forma tej zawiści jest podglądactwo ustne, czyli przymus przyglądania się innym jak spożywają posiłki..."

"Moja dieta czekoladowa to chudnięcie z przyjemnością, bo oferuje nam nie tylko zrównoważone odżywianie. Tu nie ma żadnych surowych przepisów, żadnego uciążliwego odważania i liczenia kalorii. Nie możesz też popełnić żadnego błędu. Temat jedzenia przestaje przykuwać twoja uwagę...Wszystko jest dozwolone, a dzięki pozytywnym właściwościom kakao twój organizm uczy się odzyskiwać równowagę. W którymś momencie nastąpi przełom i zaczniesz automatycznie tracić kilogramy. Oszczędzasz czas, pieniądze i zły humor.."

Źródło: "Dieta czekoladowa" Ruth Moschner.
Książkę tą kupiłam w sprzedaży wysyłkowej. TU macie linka, jakby ktoś chciał poczytać więcej.

I TO JEST ŚWIĘTA PRAWDA! Serio będąc na diecie czekoladowej przestałam się stresować tym, że mogę jeść czekoladę, przestałam patrzeć na siebie w lustro i widzieć ludzika michelin! Byłam szczęśliwa, bo chudłam i chudłam, bo byłam szczęśliwa! Ta książka ma jeszcze jedna fajna rzecz, na którą zwróciłam uwagę. Nie jest to jedynie poradnik, w którym motywuje się czytelnika do odchudzania, połowę książki stanowią przepisy na super pyszne dania, lekkie i naprawdę smaczne! Sprawdziłam to i dlatego mogę śmiało powiedzieć, że ta książka odmieniła moje życie i jadłospis całej mojej rodziny! :)
Ale dosyć tego zachwalania! Nie o tym miał być mój dzisiejszy post, a znowu zbaczam z torów ;)

Chciałam was dziewczyny zapytać jak wygląda wasza droga (przez mękę?), do idealnej figury? W jaki sposób wy się motywujecie, jak się odchudzacie? Jakie diety stosujecie i co decyduje o wyborze tej albo innej diety odchudzającej? Przyznam się wam, że ja na początku jak już pisałam, nie zastanawiałam się długo nad dietą. Po prostu - było głośno o Dukanie, to próbowałam się odchudzać z Dukanem, potem dieta South-Beach, no to dawaj szukać stron internetowych z tą dietą i jazda! Ale dziś już widzę, że to było idiotyczne posunięcie. Przecież każda z nas jest inna. Każda z nas prowadzi inny tryb życia. Na jedną będzie działać doskonale Dukan, a inna na tej diecie nabawi się rozstroju żołądka, albo co gorsza wrzodów. Dlatego ja, jeśli mogę wam coś doradzić, to radzę, jeśli już chcecie się odchudzać, poczytać dobrze o rożnych dietach i wybrać taką, która będzie dla was najlepsza, ale DLA WAS, a nie dla redaktorów z portali odchudzających, którzy będą wam wmawiać, że tak się teraz odchudza, bo taki jest trend!

Nie uważam się za żadną znawczynię diet, nie jestem już nawet na diecie, bo zamierzam powiększyć rodzinę i na tym teraz się skupiam, ale jedno wam mogę z czystym sercem podpowiedzieć: nie zaczynajcie diety bezmyślnie i nie kierujcie się wskazówkami, które przeczytacie na byle jakich stronach, bo to nic nie da. Autor na swojej stronie nie napisze wszystkiego! Nie tylko dlatego, że ograniczają go prawa autorskie, o które może się upomnieć osoba, która jest pomysłodawcą diety, ale także dlatego, ze po prostu się nie da napisać wszystkiego!

Zanim zdecydowałam się na dietę czekoladową przejrzałam, nie kłamiąc, chyba z 10 diet i to wcale nie tych NAJPOPULARNIEJSZYCH, ale tych o których własnie nie było głośno. Dlaczego? Bo mam wrażenie, że te wszystkie diety z okładek wcale nie odchudzają, tylko mają nam robić wodę z mózgu. Jak można zdrowo, podkreślam ZDROWO schudnąć jedząc samo mięso, albo żłopiąc tylko soki wielowarzywne? Przecież tak się nie da długo wytrzymać! A jak wrócimy do dawnego sposobu odżywiania, to wiadomo co będzie... a wrzody zostaną! 

Ten post to cześć pierwsza, takie wprowadzenie. W kolejnych powiem wam jakie jeszcze diety brałam pod uwagę (i dlaczego własnie takie) oraz jakie odpadły w finale wyboru najlepszej diety dla mnie :)

A na koniec, taki tam smaczek, powiem wam co dziś zrobiłam na szybki obiad.
Mój mąż to nazywa szybkim żarełkiem. Jak nie mam czasu robić wytwornego dania to robię sosik z kostka sojową do ryżu, kaszy albo makaronu jak kto woli. Danie dla spóźnionych i leniwych.

Pół pora smażymy na masełku, dodajemy startą na tarce marchewkę i kostkę sojową (którą wcześniej trzeba oczywiście z 10 minut podgotować, aby zmiękła), do tego ulubione przyprawy, trochę soli i pieprzu oraz pomidorki (żywe, albo z puszki, jak kto woli). 

I KONIEC :) Danie gotowe. 



Smacznego i czekajcie na cześć drugą! A ja tymczasem uciekam na ploteczki! :)
PA!

13:59

5 najbardziej ekstremalnych sposobów na schudnięcie

5 najbardziej ekstremalnych sposobów na schudnięcie
Mówi się, że kobieta jest zdolna do wszystkiego by osiągnąć swój cel, prawda? Znamy to, znamy z autopsji. I nie wypierać mi się tutaj proszę, bo my kobiety mamy w genach podstępność i dążenie do celu - niestety bardzo często - po trupach. Śmiałyśmy się ze słynnej Aleksis i jej intryg, ale czy możemy na głos przysiądź, że nigdy choćby przez myśl nie przeszła nam jakaś wredna intryga? Pukamy się w głowę, oglądając „Samo życie”, „Pierwszą miłość” albo „Klan” nie wierząc, jak można być tak podstępnym jak bohaterki z ekranu, ale czy oby na pewno nie czerpiemy inspiracji z ich „niecnych” poczynań? No dziewczyny bądźmy szczere, nie jesteśmy aniołami w złotych aureolach, czasami bywamy podstępne i wredne, ale w tym właśnie tkwi nasz urok i za to właśnie panowie nas kochają! Tylko my potrafimy sobie owinąć wokół palca zakochanego nieszczęśnika, który gdy tylko wpadnie w nasze szpony, staje się naszym niewolnikiem. Wiem, mocne słowa, ale nie ma co owijać w bawełnę! Kobiety to silna płeć i nie dajcie sobie wmówić, że jest inaczej!
Ten może ciut długi wstęp występuje tutaj nie bez kozery. Moje dzisiejsze rozmyślania idą w kierunku tego oto prostego pytania:

Do czego jestem zdolna, by osiągnąć swój cel?


Zastanawiałyście się kiedyś nad tym? Ile jesteś w stanie poświęcić, by dopiąć swego? To pytanie może bardzo ogólne, ale jeśli znajdziesz na nie odpowiedź, będziesz wiedzieć jak silną jesteś kobietą i na ile tak naprawdę cię stać. Kobiety silna płeć, pisałam kilka linijek wyżej, jednak nasza siła zależy w dużej mierze od siły naszego charakteru i tego nie da się ukryć. Ja na przykład jestem bardzo upartą bestią. Znajomi wiedzą, że nie ma co ze mną walczyć, bo jeśli jest coś na czym mi zależy, jeśli jest coś co ja sobie wymyśliłam, to znaczy, że będę do tego dążyć, aż to osiągnę. Wiadomo będę miała momenty załamania, będzie i złość,  i smutek, a nawet żal, ale w końcu dopnę swego! Taka jestem! A jak to jest u was? Szybko się poddajecie?

Czytałam niedawno artykuł na temat najbardziej hardkorowych metod odchudzania. No włos mi się zjeżył na głowie na samą myśl o tym do czego są zdolne kobiety, by schudnąć. Przeczytajcie i powiedzcie co o tym myślicie:

1. Od kilku lat na zachodzie kobiety wstrzykują sobie do żył mocz ciężarnych kobiet. Po co? Ma to zwiększyć metabolizm i spowodować w ten sposób szybkie schudnięcie. Jeśli myślicie, że ta metoda jest chałupniczą praktyką stosowaną przez zdesperowane grubaski, to bardzo się mylicie. Jest nawet specjalna klinika, która specjalizuje się w tego typu zabiegach!!

2. Uprawianie seksu przynajmniej 7 razy dziennie. No tak, seks jest przyjemną „pracą” wszystkich mięśni naszego ciała i niewątpliwie, dzięki niemu można schudnąć. Ja sama przyznam, że wolę nocne igraszki z moim mężem niż godzinę aerobiku, ale żeby aż 7 razy dziennie!? Szczerze mówiąc nie wiem, czy dałabym radę, no może nie tyle ja, co ta "moja pani" piętro niżej… ;) Jeśli myślicie, podobnie jak ja, że 7 razy dziennie się nie da, to jesteście w błędzie - da się, a doskonałym przykładem na to jest ta oto kobieta:



Też się na początku zastanawiałam, jak ona się podczas seksu porusza, ale wierzcie mi, porusza... i to nawet tak szybko i zwinnie, ze w tym swoim poruszaniu bije rekordy Guinnessa w ilości zbliżeń w ciągu dnia. Ta, najgrubsza kobieta świata dzięki temu, że uprawiała miłość 7 razy dziennie schudła w bardzo krótkim czasie 50 kg... hmmm, ciekawe jak wygląda dzisiaj..

3. Opaska na żołądek. O tym już chyba kiedyś wspominałam, założyłabyś ją? Dobra zapytam inaczej, co byś wolała: stosować dietę odchudzającą, czy założyć sobie opaskę na żołądek dzięki której szybko schudniesz?

4. Implant na języku! Doktor Nikolas Chug wymyślił implant, który po wszczepieniu na język uniemożliwia spożywanie twardych pokarmów, przez co jesteś wręcz zmuszona do spożywania jedynie lekkich posiłków składających się wyłącznie z jogurtów, wody i soków. Pomysł fajny, ale założę się, że zaraz by się znalazły hardkorówy, dla których taka forma masochizmu byłaby doskonałą zabawą, a okaleczanie i odczuwanie bólu swego rodzaju pasją, którą pielęgnowałyby każdego dnia ;)


5. No i na koniec coś, czym chyba nikogo zbytnio nie zaskoczę, a mianowicie odżywianie przez kroplówkę. Wprowadzanie do organizmu -€“ bezpośrednio do żołądka - „pokarmu” składającego się z białek, tłuszczu i wody, z wyłączeniem węglowodanów, jest wciąż popularne, szczególnie na Florydzie. Ponoć taka mieszanka intensywnie spala tłuszcz, a w ciągu całej kuracji, która trwa 10 dni można stracić 5 kilo. WoooW! Niezły wynik, ciekawe tylko dlaczego twórca tej metody nie wspomina nic o efekcie Yo-Yo...

No dobra kobietki! To teraz przyznać się do czego jesteście zdolne?! Którą z wyżej wymienionych metod byście wybrały, gdyby każda z nich była dla was dostępna jak na pstryknięcie palcami? A może wolicie zwykłą dietę? :)

22:39

"Lajt" - srajt!

"Lajt" - srajt!
Ostatnio było o konkursie, a dziś z zupełnie innej beczki.
Zastanawiałam się ostatnio nad tym, czy istnieją takie produkty, które mają ZERO kalorii. Jak myślicie czy jest coś co nie tuczy w ogóle? Na myśl pewnie przychodzi wam tylko jedno: szklanka wody. 



I słusznie, woda nie tuczy. Jednak nie tylko woda. Jak się okazuje nie tuczy również kawa (ale bez dodatków, czyli cukru i mleka ma się rozumieć), herbata i zioła. W takim razie podczas diety możemy do woli spożywać wyżej wymienione produkty. Uważajmy oczywiście na kawę i herbatę, szczególnie jeśli jesteśmy wysokociśnieniowcami. No i sól – sól, choć nie ma żadnych kalorii może być naprawdę zdradzieckim dodatkiem do naszych dań. Sól wiąże wodę w organizmie, jak również podnosi ciśnienie, także będąc na diecie zapomnijcie o niej!
A co myślicie o produktach „light” albo „fit”? Ja ostatnio przyjrzałam się bliżej tym wrednym oszukicielom i od tamtej pory rzadko sięgam, po pudełka na których widnieje jeden z tych napisów. Moim zdaniem produkty light nie istnieją, a mają jedynie oszukać nasz wzrok i stworzyć złudzenie optyczne mniej kalorycznych niż są naprawdę. Tyle się mówi i ciemnym pieczywie, że niby takie zdrowe i niskokaloryczne, ale mało kto spojrzy na „metkę” na chlebie i zastanowi się skąd się bierze ten piękny brązowy kolor. Wiecie skąd? To słód albo miód, a jak wiadomo miód, chociaż zdrowy, do niskokalorycznych produktów nie należy. To samo się dzieje z napojami. Dla przykładu Coca-Cola. Ta wersja light ma niby być taka super? A czym słodzona jest cola light? Aspartamem! Aspartam to: ester metylowy N-[amino(karboksylamino)acetylo]fenylalanin. Potrafisz to płynnie przeczytać? Jedna z moich zasad brzmi, nie kupuj niczego, co ma w składzie nazwę, której nie możesz płynnie przeczytać. TO SZKODZI! Aspartam jest 160 razy słodszy od cukru, a więc… cola light? NIGDY! Napoje typu light? NEVER! Nie dajcie się także nabrać na te wszystkie słodziki i inne gówna. Słodzik też zawiera aspartam! Pisałam ostatnio o witaminowych bombach, warzywach, owocach jako dietetycznych produktach. Pamiętajcie jednak o tym, że warzywa owszem są zdrowe, mają wiele witamin, ale w połączeniu z majonezem także mogą przyczynić się do powstania wstrętnej oponki. Także wszystko jest dobre, ale z umiarem.
I na koniec prawdziwy smaczek - koktajle dietetyczne. Czy ktoś już próbował? Ja nie, ale byłam świadkiem, co taki koktajl robi z mózgu, że o wadze już nie wspomnę. Swego czasu, jakieś, hmmm...10 lat temu.. a może nawet i więcej, nie pamiętam, ale to mniej ważne.. był prawdziwy BUM na dietetyczne koktajle, które miały zastępować prawdziwe posiłki i sprawić, że wszystkie grubasy nagle staną się wieszakami z wybiegów. Z tego cudu postanowiła skorzystać moja koleżanka. Fakt, była otyła i to dość mocno, leniwa i to dość poważnie, a więc stwierdziła, że nie będzie się wysilać by stosować jakieś tam diety, albo ćwiczenia, a po prostu będzie żłopać te koktajle. I naprawdę żłopała! Smakowało jej to, sprawiało, że schudła, a także poważnie schudł jej portfel. Po jakimś czasie, gdy doszła do momentu, w którym jej kieszonkowe przestało wystarczać na puszkę pudru odchudzającego, a "dieta" stała się zbyt monotonna postanowiła przestać... no i się zaczęło! Jak schudła, powiedzmy 10 kilo w ciągu miesiąca czy tam dwóch, tak przytyła 20 mniej więcej w tym samym czasie. Mało tego, po "diecie koktajlowej" jej apetyt drastycznie wzrósł i pochłaniała dziennie więcej żarcia niż wcześniej. Także moim zdaniem koktajle to ściema! Jak je pijesz, jak się doisz z kasy - chudniesz, choćby w myślach, jak przestajesz... wiadomo... 


Nie wiem na ile te koktajle zmieniły się dzisiaj. Może niesprawiedliwie je oceniam... Może dzisiejsze koktajle działają inaczej. Chociaż biorąc pod uwagę to, że dzisiaj pieniądz wygrywa ze wszystkimi innymi wartościami, nie spodziewam się rewelacji. Ludzie są gotowi zapłacić każdą cenę za bycie szczęśliwym i pięknym, a producenci są gotowi użyć każdego argumentu, by ich przekonać, że sprzedają produkt, który im to szczęście i piękno da. Poprawcie mnie jeśli się mylę.. Może macie jakieś doświadczenia w tym temacie?
Moim zdaniem koktajle TAK, ale tylko domowej roboty i na pewno nie odchudzające, a witaminizujące :)

MÓJ PYSZNY PRZYKŁAD:

http://www.megapedia.pl


Zmiksowany banan plus szklanka schłodzonego mleka albo jogurtu naturalnego - POLECAM!

23:28

KONKURS

KONKURS
Siedzę i siedzę, myślę i myślę... śpiewała kiedyś Beatka Kozidrak...
Podobnie jest dzisiaj ze mną, tyle że ja...
Leżę i leżę... myślę i myślę... hehehe
Patrzę na statystyki odwiedzin mojego bloga i dochodzę do wniosku, że chyba go trochę lubicie, co? :)
No skoro go troszkę lubicie, to może polubicie go bardziej, jak zrobię wam KONKURS. Co wy na to? Własnie przed chwilką wpadłam na pomysł, by w ten sposób uczcić 10 000 odsłon.
Nie będzie zatem żadnych banerów, balonów, migających gwiazdeczek czy fajerwerków. Ale w momencie, w którym liczba odwiedzin będzie się zbliżać do 10 000, na blogu pojawi się wpis z jednym krótkim i myślę łatwym pytaniem. Kto pierwszy na to pytanie odpowie - wygrywa ten oto balsam do ciała:



Dostałam go od koleżanki z Niemiec. Z napisu na opakowaniu wywnioskowałam (słabo znam niemiecki), że jest różany, a jego pojemność to 250 ml. Jest oczywiście nowy, oryginalnie zapakowany, więc nie pokażę jak wygląda w środku, możecie zobaczyć jedynie pudełko. Ja z tego kosmetyku nie skorzystam, bo mam chyba z pięć napoczętych balsamów, więc obawiam się, że zanim przyszłaby jego kolej minęło by kilka miechów, ale któraś z was może go niebawem wypróbować :)
Kto ma ochotę przyłączyć się do mojej zabawy?

10:25

Sałatkowe bomby witaminowe

Sałatkowe bomby witaminowe
Cześć dziewczyny! Jak tam u was dzisiaj z humorem? U mnie może być. Chociaż coś mnie zaczyna chyba pobierać, bo już czuję zbliżający się katar i wyschło mi gardło na wiór. Ehh, mam nadzieję, że mnie nie rozłoży żadne choróbsko. Co bierzecie, jak was zaczyna rozkładać? Ja pije syrop z cebuli, biorę cholineks na gardło albo neo-angin, a na noc obowiązkowo aspiryna i to dwie tabletki, bo ponoć jedna to bez sensu, trzeba uderzyć w chorobę mocno! Teraz zaczyna się sezon grypowy, więc pewnie nie raz jeszcze będę się tak dziwnie czuła jak dziś. Ja się wzmacniam także dietą i nie mam tutaj na myśli diety odchudzającej, hehe.. Wiadomo, że jak organizm jest osłabiony to łatwo łapie wirusy, a jeśli uzupełnimy dietę w kompleks witamin, będziemy się dzielnie trzymać całą zimę! Ja tak miałam w tamtym roku, nie chorowałam ani razu! W tym roku może być inaczej, mam w domu przedszkolaka, a wiadomo, że od dziecka się najszybciej łapie… ale nic to, i tak zamierzam się bombardować witaminami. A jak witaminy to SAŁATKI! Bo gdzież indziej jak nie w owocach i warzywach siedzą witaminki :) Czy ja już o tym może wspominałam, że … Uwielbiam sałatki!? Dziś podam wam przepis na trzy przepyyyyszne sałateczki, które nie dość, że są bombami witaminowymi, to jeszcze są stosunkowo niskokaloryczne (to tak z myślą o wszystkich dziewczynach, które się właśnie odchudzają).

 ***
mały brokuł
1 pomidor
1 nieduży filet z kurczaka
ząbek czosnku
natka pietruszki
mały jogurt naturalny
łyżeczka ulubionej musztardy

Brokuły i kurczaka gotujemy na parze. Pomidora kroimy w dużą kostkę. Wszystko razem mieszamy i posypujemy pietruszką, na wierzch wylewamy sos zrobiony z jogurtu, musztardy i wyciśniętego przez praskę czosnku.

***

pudełko kiełków
puszka kukurydzy
puszka czerwonej fasoli
ogórek wężowy
200 g sera żółtego
pół główki kapusty pekińskiej
sos vinegret

Wszystkie składniki wymieszać w misce, polać sosem vinegret.

***

A to sałatka, którą zrobiłam wczoraj:

puszka ananasa
puszka kukurydzy
marynowana papryka czerwona
kawałki kurczaka w pikantnej panierce (można kupić gotowe)
sałata lodowa
szczypiorek
majonez lub jogurt naturalny



Mąż zrobił zdjęcie, nie wiem, czy da się na nim coś zobaczyć, ale możecie mi wierzyć, że jest naprawdę przednia ta sałatka. Zdjęcie wstawiam, ale nie regulujcie monitorów, bo to i tak nic nie da ;)

SMACZNEGO! :)

Copyright © 2016 DS , Blogger